Na ścieżce Twoich wyroków czekamy na Ciebie, o Panie

Na ścieżce Twoich wyroków czekamy na Ciebie, o Panie

Jak mam poznać moje powołanie? Skąd wiedzieć, gdzie Pan Bóg chce mnie mieć? Zapewne zadajesz sobie takie pytania, skoro jesteś tutaj na tej stronie. Zadawanie ich sobie i szukanie odpowiedzi potrafi być prawdziwą męczarnią, gdy nie wiadomo gdzie tych odpowiedzi szukać, a w sercu  rośnie wielki strach przed pomyłką.

Chcielibyśmy usłyszeć odpowiedź wprost. Może w myślach, może głos z tabernakulum. Żeby mieć pewność, czego Pan od nas chce. Albo dostać przynajmniej czytelną instrukcję – na co zwrócić uwagę, żeby znaleźć odpowiedź.

Tradycja Kościoła i mądrość chrześcijańska wypracowała pewne reguły.  Często są one jednak zbyt ogólne by dać pewność, albo odpowiedzi uzyskane na różnych etapach tych „instrukcji” wydają się sprzeczne: na przykład na modlitwie przychodzi mi do głowy jedno, a od bliskich mi ludzi słyszę co innego. Co wtedy?

Powołanie nie jest czymś zewnętrznym wobec naszego życia. To nie jest jakiś sygnał, głos z zaświatów który wdziera się, żeby przerwać, zmienić, a nie daj Boże zniszczyć to, kim jestem i kim sam chciałbym zostać. Powołanie to głos Boga, który stworzył nas i swoją pełną miłości obecnością wypełnia całe nasze życie i cały świat. Powołanie to głos i z zewnątrz i z wewnątrz, który rozlega się w całym moim życiu. W dodatku, rzecz jasna, nie chodzi o sam głos i jego zrozumienie, ale o to, by być gotowym według niego kształtować swoje życie. To nie tylko kwestia poznania, ale i zaangażowania. Nie tylko rozumu, ale i działania.

Podstawowym pytaniem nie jest więc: „jakie kryteria zastosować, żeby odczytać powołanie”, ale „jakim człowiekiem mam być?” – bo powołanie rozeznaje się całym sobą, nie tylko intelektualną analizą jakichś danych lub pewną konkretną aktywnością. Doświadczenie uczy, że taka praca nad sobą, która w pierwszej chwili wydaje się bardzo ogólna, a nie ukierunkowana na konkretny problem odkrycia swojej drogi życia, doprowadza do tego, że rozpoznanie i zaangażowanie w swoje powołanie stają się czymś coraz bardziej naturalnym.

Jak więc pracować nad sobą, jeśli chce się odkryć i podjąć swoje powołanie?

Pierwsze i najważniejsze, to starać się być przyjacielem Boga. Odpowiedź pozornie najprostsza, ale w całym zaaferowaniu pytaniem „czego Bóg ode mnie chce” mogę po prostu zapomnieć o dbaniu o relację z Panem. A nieważne, jak konkretnie będzie wyglądać moje życie – jeśli chcę je przeżyć z Bogiem, potrzebuję, by był On dla mnie Kimś żywym i bliskim.

Relacja z Bogiem rozwija się i jest podtrzymywana na modlitwie. Modlitwie szczerej, osobistej i wytrwałej. Jeśli więc chciałbyś odkryć swoje powołanie, czyli odkryć drogę, którą dla Ciebie przygotował kochający Cię Stwórca, to najlepsze co możesz zrobić, to być z Nim i poznawać Go. I warto to robić bezinteresownie, właśnie po to, by Go poznawać i z Nim być, nie od razu w celu odkrycia odpowiedzi. Poświęć czas zwłaszcza na spotkania z Panem Jezusem w Eucharystii – na mszę i na adorację. Na czytanie Pisma Świętego. Dbaj o bliskość ze świętymi, a przede wszystkim z Maryją – jej Fiat jest wzorem każdego powołania, a Ona wyśmienitą przyjaciółką i wzorem dla wszystkich: zarówno wybierających życie rodzinne, jak i zakonne.

Po drugie, człowiek podejmujący Boże powołanie to ktoś, kto zgadza się, że jego tożsamość nie jest jego wyłącznym dziełem. Wymaga to najpierw zgody na swoją przeszłość – na swoją rodzinę, na miejsce urodzenia, na całą historię mojego życia. To bardzo ciekawe, że przykład tego daje nam sam Bóg! On nie wstydzi się przedstawiać Mojżeszowi jako „Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba” (por. Wj 3,6). On nie wstydzi się przyznawać do swojego Ludu Wybranego mimo ich grzechów i  odstępstw. Ewangelie podają nam długie genealogie ziemskich przodków Pana Jezusa, choć wielu z nich było ludźmi, którymi, delikatnie mówiąc, trudno się pochwalić. Postaw sobie więc pytanie: czy jesteś pogodzony ze swoją przeszłością, swoją historią, z tym skąd pochodzisz i co Cię ukształtowało? Czy znasz i zgadza się na swoje silne i słabe strony, swoje rany i swoje talenty? Czy jestem wdzięczny za swoje życie?

Nie chodzi jednak o zatrzymanie się na swojej przeszłości, lecz zgoda na nią, przyjęcie siebie i twórcze wzięcie odpowiedzialności za to, co dalej. Odpowiedź na powołanie oznacza przecież bardzo często postąpienie wbrew – wbrew oczekiwaniom niektórych ludzi, często  wbrew oczekiwaniom świata, który mnie otacza, wbrew niektórym prądom kultury. Dotyczy to tak naprawdę każdej chrześcijańskiej drogi życia.Czy to małżonek czy kapłan czy osoba zakonna – każdy dokonuje wyborów i żyje na sposób, którego nie wszyscy zrozumieją. To wymaga wolności. To wymaga odwagi. Warto to ćwiczyć w drobnych sprawach, żeby umieć ostatecznie tak zrobić i w wielkiej. Może przez pójście na niedzielną mszę w czasie wyjazdu ze znajomymi, choć oni tego nie rozumieją, a może wręcz wyśmiewają. Może przez brak zgody na drobne oszustwa i kłamstewka w pracy, choćby i wszyscy wokół to robili. Codzienne życie dostarcza mnóstwa okazji do ćwiczenia wolności i odwagi.

Te podstawowe chrześcijańskie powołania – małżeństwo, życie zakonne, kapłaństwo – wiążą się z bardzo konkretną decyzją i obietnicą. Z podjęciem zobowiązania na całe życie.

Ja N. biorę Ciebie N. za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci.

Ja, brat N, składam profesję i ślubuję posłuszeństwo Bogu, Najświętszej Maryi Pannie, świętemu Dominikowi i Tobie, bratu N., Prowincjałowi Prowincji Polskiej, w zastępstwie brata N., generała Zakonu Braci Kaznodziejów, że będę posłuszny Tobie i Twoim następcom, według Reguły św. Augustyna i ustaw Braci Kaznodziejów aż do śmierci.

To poważna sprawa. To piękna sprawa. Zarówno trudność jak i niesamowite piękno takiej decyzji może zrozumieć i docenić ten, kto w swoim życiu odważa się składać obietnice i podejmować wyzwanie ich dochowania. Jeśli chcę być dojrzałym chrześcijaninem, odkryć i podjąć swoje powołanie, to muszę być człowiekiem, który ma odwagę się zobowiązywać i ma wytrwałość tych zobowiązań dotrzymywać.

Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem (J 13, 34). Te słowa Jezus kieruje do każdego chrześcijanina. Każde powołanie jest niczym więcej, ale też niczym mniej, niż konkretnym sposobem realizacji tego przykazania miłości w życiu. Warto to podkreślić, bo może czasem gdzieś z tyłu głowy czaić się taki do głębi błędny stereotyp, że gdy Bóg powołuje do czegoś innego niż małżeństwo, oznacza to rezygnację z miłości. Nic bardziej mylnego! Jedynie rezygnację z pewnej formy miłości, ale na rzecz innej. To niesamowicie istotne dla naszych obecnych rozważań – okazuje się, że po prostu ćwiczenie się w miłości do drugiego człowieka jest świetnym sposobem przygotowania się do wyboru życiowego powołania. Najbliższa rodzina, przyjaciele, koledzy z pracy – każde z nas ma wokół siebie ludzi, których może kochać. A ucząc się ich kochać, szykuje się również do tej życiowej drogi, na którą zaprasza Bóg.

Konkretnym, zawsze dostępnym, pozornie prostym, a tak naprawdę często najtrudniejszym wyrazem miłości jest słuchanie. Słuchanie bez oceniania, słuchanie czujne, życzliwe, słuchanie łączące się przyjęciem drugiej osoby i zgodą na to, że będzie ona inna niż chciałbym ją mieć. Odkrycie swojego powołania oznacza słuchanie Pana Boga – świetną szkołą z pewnością jest ćwiczenie się w słuchaniu drugiego człowieka.

Abyście się wzajemnie miłowali. Prawdziwa miłość zawiera się zarówno w jej dawaniu, jak i przyjmowaniu. Czy potrafię przyjąć miłość? Poprosić o pomoc? Zgodzić się, że potrzebuję innych? Uczymy się tego w relacjach z innymi ludźmi i jest to czasem, wbrew może powierzchownemu wrażeniu, niesamowicie trudne. Jednocześnie to wszystko przygotowuje nas do relacji z Bogiem – Jemu nic nie możemy dać, od Niego możemy tylko przyjmować. Prawdziwie święty jest ten, kto potrafi w całej pokorze otwierać się nieustannie na Jego miłość.

Trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: “Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20, 35). Nie negując prawdy poprzedniego akapitu, trzeba zauważyć, że każdy chrześcijanin wezwany jest do kochania jak Jezus – do całkowitego oddania samego siebie. Piękną szkołą takiej miłości są wszelkie odmiany wolontariatu, pomocy charytatywnej, służby dla ubogich, cierpiących, bezradnych, młodszych. To ważne dla wszystkich, ale szczególnie może dla tych, którzy rozeznają, czy Bóg nie powołuje ich do życia zakonnego lub kapłańskiego. Doświadczenie wolontariatu może stać się piękną szkołą takiej miłości, która chce objąć wszystkich ludzi i nie szukać nic w zamian.

Na styku tego, od czego zaczęliśmy – pielęgnowania swojej relacji z Bogiem – i tego, na czym kończyliśmy – miłości do innych ludzi –pojawia się jedna konkretna kwestia. Kwestia, która w klimacie dzisiejszego społeczeństwa jest szczególnie paląca, więc chciałbym ją podkreślić. Chodzi o Kościół. Jeśli myślimy o powołaniu i chcemy je rozumieć naprawdę po chrześcijańsku, musimy zawsze na nie patrzeć w kontekście całej wspólnoty wierzących w Chrystusa. On ma plan na nasze życie – ale to plan, który daje nam konkretną rolę do spełnienia w Kościele. Człowiek powołany (każdy! Małżonek jak najbardziej też!) jest powołany jako członek Kościoła i dla Kościoła. Nikt nie jest samotną wyspą, jak pisał Thomas Merton. Dobrym przygotowaniem do rozeznania powołania jest więc troska o to, by być dojrzałym i aktywnym członkiem Kościoła. Poznawanie Jego nauki i Tradycji, wzięcie za Niego odpowiedzialności. Czasem to może oznaczać obronę przed niesłusznymi atakami, a czasem właśnie próbę naprawienia, z miłością, tego, co szwankuje, czasem zwrócenie na coś uwagi, czasem zaangażowanie się w coś, a zawsze – modlitwę w ważnych dla całego Kościoła intencjach.

Przygotowanie do rozeznania i podjęcia swojego powołania oznacza zatem bardzo integralną pracę nad sobą – zwłaszcza nad relacją z Panem Bogiem i bliźnimi oraz nad budowaniem swojego charakteru…  Praca taka oczywiście nie ma końca tutaj na ziemi. Całe życie jesteśmy uczniami w szkole Boga. Uczymy się jak Go kochać, jak przyjąć swoją historię, jak trwać wiernie i odważnie przy tym, do czego się zobowiązujemy, jak kochać innych ludzi, słuchać ich i jak przyjmować ich miłość. W rzeczy samej, każde chrześcijańskie powołanie jest szkołą takiej miłości. Gdy jesteśmy na etapie rozeznawania, musimy tę pracę nad sobą rozpocząć. Wtedy, razem z prorokiem Izajaszem (26,8), możemy modlić się: także i my na ścieżce Twoich wyroków czekamy na Ciebie, o Panie.I ufać, że na tej ścieżce znajdzie nas Pan i poprowadzi nas dalej.

 

Piotr Laskowski OP, duszpasterz powołań