Żar młodości – bł. Pier Giorgio Frassati

Żar młodości – bł. Pier Giorgio Frassati

Turyn, 4 lipca 1925 roku. W domu bogatej rodziny Frassatich umiera ich syn, Pier Giorgio (Piotr Jerzy). Ma 24 lata, śmierć jest nagła i zaskakująca – pierwsze symptomy choroby polio pojawiły się dosłownie tydzień wcześniej. Ale większym chyba jeszcze zaskoczeniem okazało się to, co stało się po śmierci. W ostatnią, pogrzebową, drogę za młodym Włochem przybyły tysiące ludzi. Rodzina mogła się spodziewać jego kolegów ze studiów, może też różnych przedstawicieli elit Turynu – ojciec był senatorem i redaktorem wpływowego dziennika La Stampa… Nie spodziewali się tłumów biedaków, chorych – wszystkich wzruszonych, poruszonych i pełnych wdzięczności względem młodego zmarłego. 

Rodzina Frassatich była wierząca, ale bez specjalnego zaangażowania. Na tym tle ich syn wyróżniał się już od maleńkości – i od dzieciństwa jego religijność wyrażała się w ogromnym oddaniu ubogim. Zapamiętano historię, gdy jako mały chłopczyk oddał własne ubranie żebrakowi, który zapukał do ich drzwi. Nie przestał angażować się na rzecz chorych i biednych, gdy dorastał i gdy był już studentem. To też najprawdopodobniej doprowadziło do jego śmierci – miał zarazić się polio od osoby, której pomagał. 

Pier Giorgio w niesamowity i, przyznajmy, zaskakujący sposób łączył w sobie gorliwą pobożność z życiem zaangażowanego młodego społecznika. Ten człowiek był jednocześnie rozmodlony, miłosierny, inteligentny, wysportowany, obyty towarzysko, pełen humoru, lekko złośliwy i skromny. Uwielbiał chodzić po górach i był świetnym pływakiem. W ramach odpoczynku lubił czytać książki i chodzić do kina – zawsze dbał, żeby unikać dzieł wulgarnych. Z kolegami założył grupę nazwaną żartobliwie “Stowarzyszeniem Ciemnych Typów” – był to jednocześnie klub turystyczny i wspólnota zachęcająca do samorozwoju. Działał społecznie w Akcji Katolickiej, a jego duchową rodziną stał się Trzeci Zakon dominikański (dziś nazywany świeckimi dominikanami). 

Jego działalność społeczna nie ograniczała się do – jakże przecież imponującej – pomocy charytatywnej. Działał też w prasie – założył dziennik Momento, mający publikować wg zasad encykliki Rerum novarum. Publicznie przeciwstawiał się Mussoliniemu – za udział w jednym z protestów w Rzymie został wręcz kiedyś aresztowany. Studiował górnictwo na Politechnice Królewskiej w Turynie, argumentując to tym, że chciałby “lepiej służyć Chrystusowi wśród górników”. 

Błogosławiony Pier Giorgio jest patronem młodych ludzi – trudno się temu dziwić. Zmieścił w sobie wszystko, co może być piękne w tym okresie życia. Zaraźliwą radość, serdeczną towarzyskość, szczere oddanie ideałom, niewinną pobożność, bezkompromisową walkę o lepszy świat, sportowe pasje, chłonny umysł, angażujące hobby oraz serce prawie bezgranicznie otwarte na Chrystusa i drugiego człowieka. 

Piotr Laskowski OP, duszpasterz powołań 


Z homilii papieża Jana Pawła II w uroczystość beatyfikacji Pier Giorgia (pełen tekst): 

Piotr Jerzy daje nam przykład, że „szczęśliwe” jest życie w Duchu Chrystusa, w Duchu Błogosławieństw, i że tylko ten, kto staje się „człowiekiem Błogosławieństw”, umie darzyć braci miłością i pokojem. Powtarza nam, że naprawdę warto poświęcić wszystko w służbie Bogu. Zaświadcza, że świętość jest dostępna dla wszystkich i że tylko rewolucja Miłości może rozpalić w ludzkich sercach nadzieję na lepszą przyszłość. 

Tak, „zadziwiające są dzieła Boże! (…) Sławcie Boga z radością, wszystkie ziemie” (por. Ps 66, 3. 1).

Słowa psalmu rozbrzmiewające w liturgii dzisiejszej niedzieli są jakby żywym echem ducha młodego Piotra Jerzego. Wiemy bowiem, jak bardzo kochał on świat stworzony przez Boga! 

„Przyjdźcie i patrzcie na dzieła Boga” (Ps 66, 5). Również to wezwanie płynie z jego młodzieńczej duszy i zwraca się w szczególny sposób do młodzieży. 

„Dokonał dziwów pośród synów ludzkich” (tamże). 

Dokonał dziwów pośród synów ludzkich! Trzeba, by oczy ludzi – oczy ludzi młodych, wrażliwych – umiały podziwiać dzieła Boże w świecie zewnętrznym i widzialnym. Trzeba, by oczy duszy umiały odwrócić się od tego zewnętrznego i widzialnego świata i skierować na świat wewnętrzny i niewidzialny: aby w ten sposób człowiek mógł odkryć duchowe wymiary świata, odbijające w sobie światłość Słowa, które oświeca każdego człowieka (por. J 1, 9). 

W tej światłości działa Duch prawdy. 

Oto człowiek „wewnętrzny”. Takim człowiekiem jest dla nas Piotr Jerzy Frassati. W istocie całe jego życie zdaje się streszczeniem słów Chrystusa, które czytamy w Ewangelii św. Jana: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać” (J 14, 23).

On jest człowiekiem „wewnętrznym”, umiłowanym przez Ojca, bo sam bardzo umiłował! 

Jest także człowiekiem naszego wieku, człowiekiem nowoczesnym, człowiekiem, który bardzo umiłował! 

Czyż to nie miłości potrzebuje najbardziej nasz wiek dwudziesty, zarówno na początku, jak i na końcu? Czyż jedynym faktem trwałym i zachowującym wartość nie jest to, że „umiłował”?