Bł. Czesław i św. Jacek – zasięgi nie są miarą kaznodziei
Czy o świętości i jakości kaznodziei decydują jego “zasięgi”? Jeśli porywa tłumy – to pewnie jest z nim Duch Święty! A może – zapyta ktoś przekornie i podejrzliwie – jest wręcz odwrotnie? Skoro zachwyca się nim mnóstwo ludzi i znany jest szeroko, to pewnie jest celebrytą i szuka poklasku; bardziej należy ufać takiemu, który w ciszy swojego klasztoru i prostocie kazań znany jest jedynie najbliższemu otoczeniu? Dyskusje takie w dominikańskich środowiskach pojawiają się nieraz, gdy omawia się działalność różnych braci.
Skrajności nigdy nie były bliskie dominikańskiej myśli i duchowości. Nie lubimy też upraszczających rozwiązań ani ujmowania sedna naszego charyzmatu – posługi głoszenia – w jakiekolwiek ramy, które miałyby ją ograniczać. Żadne z powyższych kryteriów nie nadaje się do wyłącznego ocenienia posługi kaznodziejskiej brata – i dobry tego przykład mamy u samych korzeni naszej polskiej Prowincji. Mamy to szczęście, że założyciele Zakonu na polskich ziemiach przyjęli dominikański habit jeszcze od samego Ojca Dominika, w Rzymie w 1221. Było ich trzech – św. Jacek, bł. Czesław i Herman zwany Niemcem.
Św. Jacek to niestrudzony misjonarz. Wędrował wzdłuż i wszerz środkowo-wschodniej Europy, od Rzymu po Bałtyk i aż ku Kijowowi. Zakładał dominikańskie klasztory, głosił, nawracał, towarzyszył ludziom. Jego sława dociera daleko. Jest jedynym polskim świętym na kolumnadzie Berniniego wokół placu św. Piotra w Watykanie. Kult dotarł za Atlantyk – wydaje się, że jest bardziej czczony i znany w Ameryce Południowej niż w swym rodzinnym kraju.
Niepotwierdzona historycznie tradycja podaje, że bł. Czesław był krewnym, a może wręcz bratem św. Jacka. Jego działalność i pamięć o nim ograniczają się w zasadzie do jednej ziemi – Śląska, a przede wszystkim do jednego miasta – Wrocławia. Tam wiele lat był przeorem, tam głosił Słowo. Legenda przekazuje, że jego modlitwa ocaliła miasto przed tatarskim oblężeniem – miała ponoć przywołać z nieba ognistą kulę, która odstraszyła najeźdźców. Pochowany został w klasztorze, w którym tak długo żył. W 1963 ogłoszono go patronem Wrocławia, co świadczy o tym jak głęboko i trwale zapisał się w duszy mieszkańców. Zostawił po sobie wspomnienia osoby rozmodlonej – większość pochwał jego hagiografa, Abrahama Bzowskiego, dotyczy cudów, które działy się przez wstawiennictwo Czesława za jego ziemskiego życia i po śmierci.
Fakt, że u swych korzeni polska Prowincja ma dwóch braci wyniesionych na ołtarze – Jacka i Czesława jest wielkim błogosławieństwem dla nas. Uczy nas też różnych rzeczy – może właśnie między innymi tego, by nie dawać się pokusie oceny działalności kaznodziejskiej braci zbyt uproszczonymi kategoriami. Głosiciel Ewangelii może porywać tłumy i być powszechnie znany, albo pozostawać znany jedynie lokalnie. Nie to jest miarą i wyznacznikiem Bożego Ducha. Znakiem Jego obecności jest nadprzyrodzona miłość, która płonie w głosicielu i którą zapala tych, których spotyka. Była ona u korzeni Zakonu w Polsce i ufamy, że przez wstawiennictwo dwóch świętych będzie też wypełniać ich następców – polskich braci kaznodziejów.
Piotr Laskowski OP – duszpasterz powołań