W zwykłym człowieku rozbłyska łaska – św. Ludwik Bertrand
Święty Ludwik (1526-1581) to jeden z tych świętych, którzy całe życie marzyli o męczeństwie. Cóż, dla wielu z nas taka perspektywa śmierci jest zbyt przerażająca, więc łatwo zacząć wyobrażać sobie, że ludzie obdarzeni takimi marzeniami muszą być – co najmniej – dziwni. Pewnie trochę masochistyczni, może też swego rodzaju duchowi siłacze. A jednak, gdy wczytamy się w biografię Ludwika to odkryjemy tam człowieka, który jakoś dziwnie nie pasuje do tego obrazu. Siłaczem nie był – od początku życia był słabego zdrowia, co zresztą nieraz krzyżowało mu plany. Masochistą nie był – gdy rodzice oburzeni próbowali wyciągnąć go z zakonu, on po prostu opowiadał jak jest tu szczęśliwy i chce zostać.
Był Hiszpanem i żył w czasach kolonizacji – po usilnych prośbach udało mu się dostać zgodę na wyjazd na misję do Kolumbii, gdzie spędził siedem lat. Kochali go Indianie, którym głosił… nie znając języka. Cudem Bożym nie było to przeszkodą – i oni go rozumieli, i on rozumiał ich, gdy ze sobą rozmawiali. Z misji musiał wrócić przymuszony problemami zdrowotnymi. Dużą część życia spędził jako magister nowicjatu – przełożony i wychowawca braci rozpoczynających życie zakonne. I w Hiszpanii i w Kolumbii słynął jako spowiednik. Słynął też z walki o prawa Indian, czym tak denerwował niektórych kolonizatorów, że chciano go otruć. On jednak napił się trucizny w winie i nic mu się nie stało.
Życie Ludwika jest w pewnym sensie paradoksalne i pokazuje jak w prawdziwym chrześcijaństwie łączy się pełne człowieczeństwo z przekraczającą je (ale nie niszczącą!) łaską. Chory – a wiele zrobił. Kochał się uczyć, nie miał zdolności, ale cud sprawił, że gdy trzeba było – i tak go rozumiano w obcym języku. Marzył o męczeńskiej śmierci, której ostatecznie nie doświadczył, a nawet Bóg go z niej cudem uratował. A przy tym codzienne wysiłki i wierność były dla niego nieustanną i okazją do wyrzeczeń. Jako spowiednik, kaznodzieja i przełożony był jednocześnie stanowczy, konsekwentny i wymagający, a przy tym kochany za wyrozumiałość i miłosierdzie.
W jakiejś mierze to doświadczenie, którego każdy powołany może się spodziewać, gdy na serio pójdzie za Chrystusem – odczuje i odkryje wszelkie blaski i cienie swojego człowieczeństwa. Będzie stawać się w pełni sobą. A jednocześnie zacznie w nim tajemniczo rozkwitać coś więcej, co go totalnie przekracza – piękno i potęga Bożej łaski. Tak, życie świętego Ludwika jest wybitną ilustracją teologicznej tezy naszego współbrata, Tomasza z Akwinu: łaska nie niszczy natury, lecz ją udoskonala.
o. Piotr Laskowski OP – duszpasterz powołań
Zdjęcie z Wikimedia