Tajemnica Serca – ksiądz też ma miłość swojego życia

Tajemnica Serca – ksiądz też ma miłość swojego życia

Jak znaleźć miłość swojego życia? Pytanie, które szybko budzi skojarzenie z planowaniem życia w małżeństwie. To najpopularniejsze i pierwsze z powołań polega przecież na odnalezieniu miłości swojego życia, swojej drugiej połówki. A potem codziennym, coraz głębszym, przeżywaniu tej miłości. W kontraście do tego kapłaństwo i życie zakonne wydają się wyborem pewnej funkcji i zadania, które każą człowiekowi zrezygnować z miłości: żyć bez związku z drugą osobą. Bez miłości…? Czy to w ogóle ludzkie i chrześcijańskie?

Bóg jest miłością i każdego człowieka powołuje do miłości. Niemożliwe zatem, by powołania kapłańskie i zakonne oznaczały rezygnację z miłości. Coś złego się dzieje, że taka wątpliwość często przychodzi nam lub innym do głowy. Może tak czasem być, że na skutek swoich grzechów, zgorzknienia czy pogubienia niektórzy księża czy osoby konsekrowane faktycznie wydają się wieść życie szare, puste, jakby pozbawione miłości. W dokumencie o formacji kapłańskiej Jan Paweł II napisał kiedyś, że lekarstwem może być głębokie i osobiste nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Formować przyszłych kapłanów w duchowości Serca Bożego znaczy prowadzić życie nacechowane miłością i uczuciem Chrystusa Kapłana i Dobrego Pasterza: Jego miłością do Ojca w Duchu Świętym, Jego miłością do ludzi aż po ofiarę ze swego życia (Jan Paweł II, Pastores dabo vobis 49)

Najświętsze Serce Pana Jezusa to oczywiście konkretny symbol i obraz prawdy: Pan Jezus kocha. Ogromnie kocha! Czytając Ewangelię, widzimy Jego przyjaźnie, braterstwo; widzimy Jego troskę o chorych i pogubionych; widzimy Jego głęboką relację z Ojcem. Chrystus nie zakładał rodziny… A jednak chyba każdy czytający Ewangelię, choćby nie był chrześcijaninem, spostrzeże, że ten Człowiek naprawdę kochał.

Miłość ma różne oblicza, różne wymiary i różnie się objawia. Jest ta najbardziej emocjonująca, pełna pasji i uczucia miłość romantyczna. Jest miłość rodzicielska. Jest miłość przyjaciół. Jest miłość – troska. I jest też miłość do Boga. Choć jej “odbiorca” jest niewidoczny, to całkowicie zasługuje na to imię – bo potrafi być równie gorąca, oddana, wierna i zajmująca jak miłość do człowieka. A chrześcijanie wierzą, że jedyną właściwą drogą jest gdy zajmie ona pierwsze miejsce. A dobrze przeżywana nie wypiera miłości do ludzi, a wręcz przeciwnie – wzmacnia ją.

Ksiądz to nie ktoś, kto w imię funkcji w Kościele i jakiejś nieokreślonej, nudnej pobożności zrezygnował z miłości swojego życia. Nie! Takie przeżycie swojego powołania byłoby pomyłką. To ktoś, jak napisał JP2, kto chce na wzór Pana Jezusa prowadzić życie nacechowane również miłością i uczuciem. On nie odrzuca, lecz wybiera określoną “twarz” tej miłości. Ksiądz to ktoś, kto kocha jak Pan Jezus. Przede wszystkim pozostaje w głębokiej i zażyłej relacji z Bogiem. A równocześnie to ktoś, kto jest żywą ilustracją ewangelii o Dobrym Pasterzu – kocha tych wszystkich, którzy potrzebują Bożej miłości, zwłaszcza poszukujących, samotnych, chorych. To ostatecznie też ktoś, kto potrafi budować relacje przyjacielskie i braterskie.

To wymagające – bo trzeba mieć serce stale otwarte. Gotowe słuchać, przygarnąć, towarzyszyć. Gotowe do przyjmowania nowych relacji, gotowe do dawania wolności innym. Żeby to działało przez całe życie, żeby się nie wypalić, nie zgorzknieć, żeby mieć siłę, to nad tym wszystkim musi być żywa i gorąca miłość do Boga. Miłości do Boga sami nie wypracujemy – my ją otrzymujemy od Niego, odkrywając jak bardzo On nas kocha. Dopiero stąd mamy siłę, by Mu odpowiedzieć. A następnie, by skierować ją na innych ludzi. Taką łaskę powołanym do kapłaństwa daje sakrament święceń. Tak łatwo myśleć o nim jako o obrzędzie dającym prawo do wykonywania innych obrzędów. A to przecież przede wszystkim o miłość chodzi. Jak sakrament małżeństwa daje siłę do wiernej, ofiarnej miłości względem współmałżonka, tak sakrament święceń – do miłości “pasterskiej”.

Dzięki tej konsekracji, dokonanej przez Ducha w sakramencie święceń, życie duchowe kapłana zostaje naznaczone, ukształtowane i określone przez postawy i wzory postępowania znamionujące Jezusa Chrystusa Głowę i Pasterza Kościoła, które objawiają się w Jego pasterskiej miłości. (Jan Paweł II, Pastores dabo vobis 21)

Nie chcę być źle zrozumiany – sakramenty małżeństwa i święceń nie są konieczne, żeby upodobnić się do Chrystusa i kochać. Do tego niezbędne są trzy podstawowe, sakramenty inicjacji chrześcijańskiej: chrzest, bierzmowanie i Eucharystia. Dzięki nim Duch Święty działa w sercach na siebie otwartych. Działa też w swój tajemniczy i niemożliwy do objęcia sposób też w tych, którzy z różnych względów sakramentów przyjąć nie mogą, lecz szczerze Boga szukają. Natomiast sakrament święceń i małżeństwa stanowią pomoc, łaskę do kochania w konkretny sposób związany z konkretnym wyborem swojego stanu i obowiązków.

Powołanie dominikańskie, jak każde powołanie chrześcijańskie, polega na miłości. Pierwszy z nas, św. Dominik, był człowiekiem gorącego uczucia i wielkiego serca. Jak zapisał jego następca, bł. Jordan (więcej o nim TU), za dnia nie było nikogo bardziej oddanego ludziom, a nocami (wtedy się modlił) nikogo bardziej oddanego Bogu. Jego miłość do ludzi była naturalna i widoczna: Wszystkich ludzi ogarniał szeroko swoją troskliwą miłością, a ponieważ wszystkich kochał, przez wszystkich też był kochany. Jego dewizą było: cieszyć się z tymi, którzy się cieszą, płakać z tymi, którzy płaczą. Przepełniony życzliwością ze wszystkich sił troszczył się o bliźnich i okazywał współczucie nieszczęśliwym. Był przyjacielem, bratem… Pasterzem – skłonnym nawet swoje życie poświęcić, byleby tylko ratować pogubionych. Dosłownie! Gdy rozmawiał z pewnym heretykiem, dowiedział się, iż ten chciałby wrócić do Kościoła katolickiego, lecz w swojej grupie trzymają go względy finansowe. Święty był autentycznie gotowy sprzedać siebie w niewolę, by otrzymać pieniądze na zabezpieczeniu bytu tamtego człowieka. Dominik nie założył rodziny. Jednak, patrząc na to jak żył, trudno mieć wątpliwości – nie był człowiekiem pustym. To nie był „urzędnik religijny”. Jego serce było faktycznie upodobnione do serca Jezusa Dobrego Pasterza. Pełne miłości.

Po Świętym Dominiku i my odziedziczyliśmy jego charyzmat. W konkrecie życia wygląda to oczywiście inaczej niż u niego – bo sami mamy inne osobowości i żyjemy w innym miejscu, czasie i kulturze. Jednak wszyscy powołani do tego, by podobnie kochać. Byśmy byli cali dla Boga i cali dla ludzi, z serdeczną i życzliwą troską zabiegając o ich zbawienie. Większość z nas (choć nie wszyscy – więcej TU) przyjmujemy święcenia. To nie tylko po to, by dać nam nowe – sakramentalne – możliwości głoszenia, lecz również by był to dla nas środek otrzymania łaski, dzięki której nasze serca mogą być jak serce świętego Dominika – bijącym, żywym obrazem Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Szczególnie w czerwcu przypominamy sobie o nabożeństwie do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Ta modlitwa może być dla nas okazją do modlitwy o powołania. Niekoniecznie musi to oznaczać nowych powołanych ludzi, ale prośbę, by Jezus rozpalił na nowo ogień miłości w sercach tych, którzy już powołanie rozpoznali i nim żyją. Żeby kapłani i wszyscy powołani do głoszenia Jezusa Chrystusa nie dali się pokusie zgorzknienia i zamknięcia, ale by odnaleźli miłość swojego życia – by byli dobrymi pasterzami i synami Ojca Niebieskiego.

Piotr Laskowski OP, duszpasterz powołań